Mam tego pecha, że dajesz mi szczęście.

  Już minął jakiś czas. Zalegasz mi w głowie i w sercu, niczym pozytywka porzucona na strychu. Jak stary, porwany pluszak, bez którego wciąż nie potrafię zasnąć.
 Jesteś wiatrem, który porywa do tańca jesienne liście. Jesteś deszczem, którego krople spływają mi po włosach. Jesteś szczęściem, nadzieją, bólem i rozpaczą. Niespełnionym marzeniem zamkniętym w słoiku. Jesteś wszystkim. Jesteś wszędzie. Po prostu. Jesteś jak moje siniaki, czuję przez Ciebie ból, ale patrząc wiem, że walczę. Nie dajesz o sobie zapomnieć. Kiedy już zasnę z trudem, pozbywając się myśli o Tobie. Śnisz mi się, by rano o Tobie również pamiętać. A wieczorem? Wieczorem pływasz w mojej herbacie. Plączesz myśli w mojej głowie, jak sznurowadła w moich butach. Mam pecha. Cierpię. Nie jesteś powodem mojego cierpienia, chyba. Lubię Twoje oczy. Usta. Uśmiech. Czy choćby to jak poprawiasz włosy. Jesteś w każdej części mojego ciała.
 Chcę czuć Twoje dłonie, trzymać je mocno, z całej siły i nigdy już nie puścić. Żebyś był. Na dobre i na złe. Na zawsze. To niemożliwe, wiem. Chcę też czuć Twój oddech na włosach. Słyszeć szept. Chcę widzieć, słyszeć, czuć tylko Ciebie. Wariuję, umieram. Przepraszam. Dobranoc.

Jest źle.
Ale
Po prostu bądź.
Ale
Pozwól mi odejść. Uciec. Rzucić się pod pociąg. Utopić. Umrzeć.

sobota, 27 października 2012 Leave a comment

« Starsze posty Nowsze posty »
Natalia Jeger. Obsługiwane przez usługę Blogger.