Wieczór. Właściwie noc. Zamglone niebo zniża się ku ziemi, krople deszczu delikatnie spadają na ziemię. Płomień świec tańczy z cieniem, rzucając przy tym światło na ciemną, pokrytą mrokiem ścianę. Chmury tulą gwiazdy i księżyc niczym gruba pierzyna. Kubek gorącej herbaty odmraża zmarznięte opuszki długich, szczupłych palców. Których pomalowane na czerwono paznokcie wbijały się pięć minut w skórę. Para unosząca się wrzątkiem ogrzewa policzki po których spływają łzy. Smutne usta, blada twarz i szklane, duże, zielone oczy wpatrzone w ścianę, wpatrzone w pustkę. Raz co raz słychać głośne pomiaukiwanie kota, które zagłusza chłodny dźwięk kropli deszczu. Tęsknotę w sercu otula wiatr samotności. Głowa pełna kłębków ponurych myśli, wspomnień...
Tyle sprzecznych zdań, przeczących sobie nawzajem,
Wypowiadam w tak krótkim czasie,
Nie dowiesz się co myślę, przyglądając się mej mimice,
Ona nie zdradzi nic nie, nie zdradzi nic.
FISZ