Sekund trzydzieści pięć szalonej odwagi.

 I choć nie wiem co robisz. Jak dzień Ci minął. Jakiej muzyki teraz słuchasz. W jakim humorze jesteś. Co ostatnio sprawiło Ci przykrość. A co sprawiło, że uśmiech na Twej twarzy się pojawił. I choć nie wiem tego. I tamtego zresztą też pewna nie jestem. To mam nadzieje, że dziś kolejny raz spojrzysz na to samo niebo nad Tobą. I o tej samej porze, lecz w nieco odległym miejscu razem ze mną pływać będziesz rzeką marzeń. Na oddzielnych tratwach z naszych wspomnień zwiedzać będziemy świat wyobrażony. Być może spotkamy się gdzieś przy wodospadzie. Lub znajdziemy się razem na dnie. Może właśnie wtedy nadejdzie moment nabrania odwagi. Odwagi, by wszystko Ci powiedzieć. O czym dziś myślę i co czuję, czy jak się czułam i o czym myślałam. A Ty... A Ty powiesz mi jak minął Ci dzień i czy uśmiech gości na Twej twarzy. A gwiazdy tańczyć i mrugać będą nad naszymi głowami. Ostatni raz spojrzę Ci w oczy. Ostatni raz przyjrzę się Twojej twarzy. A później? A później... Później odejdę bez słowa. Uważając, że to przecież mógł być tylko sen. I zapomnę. Jednak uboga dusza wciąż będzie czuła. Wciąż będzie pamiętała. Będzie widziała. Będzie opowiadała co noc. Na tej samej rzece, lecz wspomnienia, z której składała się tratwa będą już nieco odmienne. A owoce uczuć, będą już dojrzałe. A podczas każdego wspomnienia nadgarstki będą coraz bardziej piekły. Również czuły i pamiętały. Bo przecież doskonale widziały.

 A kiedy gwiazdy już zgasną. Rzeka wyschnie. Tratwy się rozpadną. 
To i tak na zawsze będziesz moim aniołem.


piątek, 26 lipca 2013 Leave a comment

Drogi kręte

 Działka z małym, drewnianym domkiem z zielonym dachem, na księżycu czeka już tylko na mnie. Leżąc kolejnej nocy. Bezsennej. Przyglądam się uważnie. A duży żyrandol z salonu mojego przyszłego dobytku mi mruga. Czarny kot. Mru. Mru. Drapie me nadgarstki. Uda. Ramiona. Mój mały kot. Nieistniejący. Jak Ty. A może właśnie to Ty? Może ten kot to Ty? A Ty to kot? Czarny. Z wąsami. Ostrymi pazurami. Dużymi oczami. Kocimi. Miauczący mi w uszach. Nocami. Bezsennymi. Nie ma Cię. Nie ma. Nie. A blizny po kocie. Są. Nie widać. Są.
 Powiedz mi jedno, czy kochać można żałośnie? Przecież można kochać bez granic. Mocno. Trochę. Potajemnie. Za życie. Za szczęście. Też kochać można. Bez wzajemności. W smutku. Szczęśliwie. Nieświadomie. Nie kochać można też. Ale czy żałośnie? Jak to jest kochać żałośnie? Czy żałośni w ogóle kochać mogą? Czy potrafią? A może moje ja jest żałosne? Może nasza jedność była żałosna? Może kochać nie potrafiła? Ale przecież kochała. Więc czy kochać mogła?
 Co to w ogóle kochać znaczy? Kochać znaczy tęsknić. Cierpieć. Płakać. Śmiać się do rozpuku. Uśmiechać. Martwić. To znaczy czuć. Czuć całym sobą. Całego Ciebie. I nigdy tego czucia nie zapomnieć. Można tylko udawać, że się nie pamięta. Ale nie zapomina się. To po prostu jest. Leży gdzieś zawinięte w kącie szuflady umysłu. Porzucone. Jak w starej skrzyni na strychu. Zupełnie tak samo. Przykurzone. Na pozór nieistniejące i zapomniane. Ale to kłamstwo. Gdy kochasz Twoje wnętrze się zmienia. Na zawsze. Niestety. W Twoim wnętrzu zachodzą różne, przedziwaczne i przeważnie obce nam procesy. A serce szaleńczo wystukuje rytm ulubionej piosenki. Aż nogi rwą się do tańca. Może to dlatego, gdy kochamy jesteśmy szczęśliwi? Ale przecież nie zawsze. Jak to jest?


“Podarowałeś mi coś, 
co nawet trudno nazwać.
Poruszyłeś we mnie coś, 
o istnieniu czego nawet nie wiedziałam.
Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia. 
Zawsze.”




czwartek, 18 lipca 2013 Leave a comment

« Starsze posty Nowsze posty »
Natalia Jeger. Obsługiwane przez usługę Blogger.